Nie wiem jak w innych krajach, ale u nas przyjęta jest prosta zasada: kultowy wzór muchy, zagwarantuje Ci sukces. Kupiona w sklepie czy u znanego polskiego „krętacza”, otrzymana w prezencie od kolegi, ma być tym czymś co zamieni Twoje smutne powolne łowienie, w dzień przepełniony braniami. Czy tak jest naprawdę?

Podstawowa zasada, jaką powinien się kierować każdy wędkarz muchowy jest następująca: imitujemy pokarm jaki aktualnie pobiera ryba. Czy jest to nimfa, streamer, sucha lub mokra mucha, staramy się imitować pokarm ryb jaki dany gatunek w danym okresie i danym miejscu zjada. Pomijam tutaj celowo, przynęty mające wyłącznie prowokować ryby do brań.

Aby dobrze określić to czym aktualnie żywi się nasza zdobycz, musimy być spostrzegawczy i wyciągać logiczne wnioski z zaobserwowanych na łowisku sytuacji. Możemy posiłkować się swoim doświadczeniem, pamięcią lub innym źródłem opisowym, jakie powie nam gdzie i kiedy warto stosować daną przynętę. Jednak nic nie zastąpi własnej obserwacji natury.

Problemem jaki napotykamy jest to, że natura jest zmienna. Zmieniają się okresy wylotów owadów, zmienia się skład chemiczny wody, jej przejrzystość i temperatura, zmienia się ciśnienie powietrza. Wszystkie te elementy powodują, że wyloty zeszłoroczne są przyspieszone lub opóźnione, albo występują cyklicznie ale tylko co kilka lat. Dlatego też, kolekcjonowanie much, wykonywanie ich lub kupowanie na zapas jest ryzykownym zachowaniem. Nic nie zastąpi aktualnej obserwacji wody i umiejętności szybkiego dostosowania się do zastanych nad łowiskiem warunków.

Trochę łatwiej jest w przypadku przynęty większej. Pokarm pstrągów jest dostępny prawie cały sezon, a małe rybki mają zwykle powtarzalne kolory i wielkość. Dlatego też w przypadku imitowania tego pokarmu, ilość opcji przynęt do wykonania jest dużo mniejsza. Co nie oznacza, że mała.

Wracając do pytania zawartego w tytule: czy kultowy wzór muchy zapewni nam częste brania. Otóż niestety ta kwestia jest mocno przereklamowana. Podążając za cudzym sukcesem, wędkarze chcą w szybki i mało czasochłonny sposób powtórzyć czyjeś osiągnięcie. Kupują taką cudowną przynętę i sądzą, że to zapewni im takie same ryby jak te, które złowił ktoś wcześniej. Niestety tak nie jest. Abyśmy się dobrze zrozumieli: jeśli kupujemy muchy na jakie nasz znajomy wczoraj złowił fajne ryby, w miejscu jakie nam pokazał, to nasze szanse rosną. W sytuacji gdy wyraźnie łowienie nam nie idzie, a inni radzą sobie doskonale, zwróćmy się do kolegów z pytaniem jak łowią, a nie na co. Szybko okaże się, że przynęta jest nam znana, jednak jej prezentacja jest bardziej skomplikowana niż myślimy.

Pamiętajcie zatem, że inwestując w przynętę od „miejscowego” lub „zawodnika” lub „mistrza świata” nie skopiujemy jego umiejętności zestawienia sprzętu, czytania wody, prowadzenia przynęty. Cóż, ten błąd jest bardzo popularny wśród młodych wędkarzy, ale z wiekiem i po paru latach doświadczeń, zwykle wolą już łowić na swoje muchy.

Sztuka dobierania przynęt, wymaga doświadczenia, praktyki i ćwiczeń na różnych wodach na jakich łowimy. Oczywiście musimy się tutaj zrozumieć: na popularną „glajchę” czy Red Taga połowimy wszędzie i zawsze. Jednak chcąc zrobić wrażenie na koledze, weźmy z jego pudełka jedną muszkę i udowodnijmy mu, że jego przynęty też są skuteczne, a o zadawalających wynikach decydują nasze techniczne umiejętności wędkarskie.